- Jest Pan jednym z najstarszych absolwentów (1965) oraz wieloletnim pracownikiem i dyrektorem naszej szkoły. W związku z jubileuszem chciałybyśmy zadać Panu kilka pytań. - Budynek szkoły był wtedy parterowy i zlokalizowane tu były warsztaty stolarskie a następnie warsztaty działu budowlanego. W latach 1986 - 1990 został zmodernizowany i rozbudowany do obecnej wielkości i stał się drugim (po Zamku) budynkiem dydaktycznym.
- To czasy, gdy nie było komputerów. Czym się Pan zajmował w wolnej chwili po szkole? - W szkole działały różne kółka pozalekcyjne, fotograficzne, fizyczne itd. Mieszkałem wtedy w internacie i od godz. 17 do 19 była tzw. odrabianka. Chodziliśmy na nią do budynku Zamku. W ostatniej klasie musieliśmy także pomagać młodszym kolegom w nauce. Poza tym zimą działało obok amfiteatru nad jeziorem lodowisko. Do późnych godzin popołudniowych jeździliśmy tam na szklonych łyżwach i lepiliśmy różne śniegowe figury. - Czy ma Pan jakieś wesołe wspomnienia z tamtych czasów? - W internacie było zawsze wesoło. W szkole organizowane były co jakiś czas zabawy. Grała nawet orkiestra, sala była wystrojona. Zapraszaliśmy dziewczyny ze szkoły na Gołdapskiej, bo nasza szkoła kształciła wtedy młodzież w typowo męskich zawodach i bawiliśmy się. - A jakieś niemiłe, trudne chwile? - To z pewnością rzadkie wyjazdy do domu. Tzw. wyjazdówki były tylko raz w miesiącu. Nie można też było po szkole opuszczać internatu, kłaść się na łóżka w ciągu dnia. Musieliśmy nosić w szkole i poza nią, szkolne czapki i tarcze. Za ich brak byliśmy surowo karani. - Od ilu lat Pan tu pracuje? - Pracuję tu od roku 1969. Po szkole zawodowej uczyłem się 4 lata w technikum w Pabianicach. Potem zostałem skierowany decyzją kuratora suwalskiego Pana Kryńskiego do pracy do szkoły w Olecku. I tak trafiłem ponownie do szkoły na Zamkowej, ale już jako nauczyciel zawodu. - Jak Pan wspomina początek swojej pracy? - Ciężko było mi tylko na początku się przyzwyczaić do mówienia po imieniu do moich dawnych nauczycieli. Ale widzę, że z tym ma problem każdy absolwent wracający tu jako pracownik. - Jaka była wtedy młodzież i nauczyciele? - Uczniowie utrzymywali bardzo wysoką frekwencję, zawsze powyżej 90 %. Nauczyciele byli życzliwi w stosunku do uczniów, ale wymagający. - Był Pan przez ponad 20 lat dyrektorem szkoły. Czy trudno było kierować taką placówką? - Zawsze były problemy z pieniędzmi na budowę szkoły czy remont Zamku. Ubiegałem się np. o pieniądze na budowę hali gimnastycznej z basenem. Miały być 4 tory do pływania w miejscu obecnej siłowni. Woda miała być pobierana z jeziora i wpuszczana potem do rzeki. W konsekwencji reform terytorialnych pozostała sala bez basenu. Ale mimo różnych niepowodzeń starałem się, aby drzwi mego gabinetu były zawsze otwarte dla nauczycieli jak również i dla młodzieży. Każdy mógł przyjść, porozmawiać i podzielić się swoimi problemami. - Jak Pan ocenia: Czy czasy dla szkolnictwa teraz są lepsze czy kiedyś? - Z pewnością teraz jest trudniej. W tamtych czasach w kuratorium pracowali nauczyciele i znali problemy szkół od tzw. podszewki. - Teraz ma pan więcej wolnego czasu. Jak Pan go spędza? - Zajmuję się działką, ogrodem, sadem. Spędzam dużo czasu z wnukami. I wreszcie mam czas na rozwijanie mojej największej pasji jaką jest łowienie ryb. - I na koniec: Jaką radę dałby Pan młodym ludziom? - Uśmiechajcie się do siebie więcej! Dziękujemy za miłą rozmowę.
Wywiad przeprowadziły: Ewelina Erpszt i Sylwia Głowacka |